Dziś prezentuję Wam
przedpremierowo literacki debiut science fiction Bogusława Sabudy – „Ludzie z
cukru”. Niestety z bólem serca muszę napisać, że niezbyt udany. Debiut, który w
moim odczuciu miał zalążek potencjału, ale gdzieś w procesie twórczym go
całkowicie utracił.
Tytuł: Ludzie z
cukru
Autor: Bogusław
Sabuda
Wydawnictwo: Novae
Res
Cezary budzi się nagle w mieście przyszłości.
Sam nie wie jak trafił do tego miejsca, chyba nie jest to możliwe by przespał aż
88 lat? Kto go tu wysłał i dlaczego? Na te pytania Cezary będzie musiał znaleźć
odpowiedzi. Na razie jednak musi on odnaleźć się w nowym, obcym świecie, w
którym ludzie za sprawą wszczepionego w ciało tajemniczego urządzenia –
ergonomu, nie muszą już spać. Dzięki otaczającej wszystko nowoczesnej technologii,
codzienność człowieka przyszłości została usprawniona, co zamiast zwolnić tępo
jego życia jedynie je podkręciło. W tym świecie liczy się przede wszystkim
wydajność.
Do przeczytania „Ludzi z cukru”
zachęcił mnie opis z tyłu książki. Obiecywał on mroczną, tajemniczą powieść science
fiction, osadzoną w wykreowanym przez autora świecie przyszłości. Takie historie działają na mnie jak magnes.
Uwielbiam zagłębiać się w wykreowanych przez autorów różnych wizjach
przyszłości i odkrywać zagrożenia, z którymi w przyszłości może będą musiały
się mierzyć przyszłe pokolenia. Jednak przyznam się Wam, że „Ludzie z cukru”
zapędzili mnie w kozi róg! Na początku nie za bardzo wiedziałam, co mogę Wam
napisać o tej książce, która najpierw mnie do siebie przyciągnęła, a później
mocno odepchnęła.
Doznaję pewnego nieprzyjemnego
uczucia, gdy słyszę albo czytam, że schemat powieści jest powtarzalny. Do
powtarzalności się nigdy nie przyczepiam, bo w końcu znamy wiele historii, w
których bohaterowie wyruszają na wyprawę przeciwko złu albo wyjątkowa jednostka
walczy ze złym systemem albo para kochanków pokonuje przeciwności losu by być
razem. Prawda, że brzmią one znajomo? Jestem pewna, że każdy z Was pomyślał w
tym momencie o innym tytule. Ale czy to źle? Te historie, mimo że schematyczne,
bronią się unikalnym pomysłem, dobrze wykreowanymi bohaterami i świetnym
wykonaniem. Te rzeczy są dla mnie najważniejsze. Jeżeli ich nie ma to niestety powieść
dużo traci i tak jest moim zdaniem z „Ludźmi z cukru”.
Pomysł na tą książkę autor na
pewno miał, jednak niestety, to jak został on wykonany sprawia, że całość jest
trudna w odbiorze. Wydarzenia w powieści wydają się nie mieć ze sobą związku,
są do bólu przypadkowe. Miałam wrażenie jakbym miała w ręku kawałki takiej
starej plasteliny, które w żaden sposób nie chcą się ze sobą połączyć. Brak
jest w powieści pewnej konsekwentności, przez co wizja przyszłości wykreowana
przez autora wydaje się nie być przekonująca. Kolejny zarzut mam do bohaterów,
których działania nie są niczym umotywowane, a jeżeli już są, to w sposób ledwie
wytłumaczony, dlatego tracą oni znacznie na autentyczności. Przede wszystkim
główny czarny charakter, którego będę nazywać Ten Zły Super Mocy (w skrócie
TZSM) jest zły, bo tak. Autor nie tłumaczy nam w zasadzie, dlaczego stało się
tak, a nie inaczej i po co właściwie to całe zamieszanie. Czułam się przez to
trochę zagubiona.
Co mnie w tej książce najbardziej
poraziło? Nie wiem, czy to zamierzone działanie autora, czy też dość duży zbieg
okoliczności, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor czerpał inspirację z
filmu Riana Johnsona „Looper – pętla czasu”. Przede wszystkim napisanie ostrym
narzędziem wiadomości, do przyszłego siebie by mógł ją odczytać z blizn. Dalej
motyw Tego Złego Super Mocnego, który włada w sposób ponadprzeciętny
psychokinezą, albo motyw ratowania poprzez swoje przeszłe ja miłości swego życia.
To są rzeczy żywcem wyjęte z tego filmu.
Zawiodłam się również na ujawnieniu
tytułowych Ludzi z cukru. Pamiętacie może takie powiedzenie „nie jestem z cukru”?
Znaczy to mniej więcej „nie obawiam się deszczu”. Ludzie przyszłości przez to,
że nie mrugają, czują obawę przed kroplami deszczu, które mogłyby im wpaść do
oczu. Prowadzi nas to do pytania – dlaczego Ludzie z cukru nie mrugają? Już
śpieszę Wam z wyjaśnieniem. Dzięki wszczepionemu przy sercu urządzeniu ludzie
przyszłości nie mogą spać, dlatego nie mrugają. Jeżeli myślicie, że coś tu jest nie tak jak powinno, to spokojnie, nie jesteście sami. Przyznacie mi chyba rację,
że ten związek przyczynowy przedstawiony przez autora wydaje się dość dziwny i
nielogiczny. Nie bardzo rozumiem jaki jest związek w tym wypadku pomiędzy niespaniem
a niemruganiem, w końcu samo mruganie ma na celu ochronę gałki ocznej i
zapobieżenie jej wyschnięciu. Nawet to, że książka należy do gatunku science
fiction nie tłumaczy powyższych absurdów.
Mimo wszystko byłam ciekawa jak
zakończą się „Ludzie z cukru”, dlatego mimo narastającej niechęci, postanowiłam
dać im szansę. Myślałam, że zostanę na końcu uraczona satysfakcjonującym
zakończeniem, które może nie wszystko wyjaśni, ale chociaż pozwoli mi zrozumieć
zamysł autora. Niestety zawiodłam się na ostatnich stronach jeszcze bardziej…
„Sami sobie odbieramy szczęście. Przez to cholerne tempo życia, ciągłe bez wytchnienia, i przez to, że chcemy być lepsi, sławni, mieć więcej pieniędzy. Jest w tym świecie pewna heroizacja tych pieprzonych celebrytów, ludzi mediów, ludzi pieniędzy. Oni robią na każdym wrażenie. Sami chcemy tworzyć bohaterów, nawet w bardzo błahy sposób.”
Nie mogę przeżyć tego jak został
zmarnowany tlący się w tej powieści potencjał. Każda powieść go ma, jednak nie
każda go wykorzystuje. W fragmencie, który przytoczyłam Wam powyżej, widać, że
autor chciał przekazać czytelnikowi coś ważnego. Niestety, w moim odczuciu nie
udało mu się. Myślę, że zabrakło cierpliwości i pewnego uporządkowania myśli przy
tworzeniu tej powieści oraz nawet podstawowego research’u, który robią autorzy
zagłębiając się w daną tematykę. „Ludzie z cukru” Bogusława Sabudy sprawili, że
doznałam rzadko nawiedzającego mnie uczucia – uczucia straconego czasu po przeczytaniu
ostatniego zdania w książce.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Novae Res.
0 Komentar
Dziękuję za podzielenie się swoją opinią.
Postaram się jak najszybciej odpowiedzieć :)